Dla zapalonych narciarzy, którzy niezależnie od pory roku i miejsca marzą o paru szybkich szusach, Dubaj (Zjednoczone Emiraty Arabskie) oferuje coś specjalnego. W wybudowanej w 2005 roku hali przy centrum handlowym Mall of the Emirates i hotelu Kempinski powstał pierwszy na Bliskim Wschodzie sztuczny stok narciarski.
Znajduje się tu 5 oddzielnych zjazdów
zróżnicowanych pod względem stopnia trudności, wysokości i nachylenia, z
czego najdłuższy liczy 400 metrów. Na snowboardzistów lubiących tricki i
ewolucje czeka specjalna zona Freestyle. Nad bezpieczeństwem sportowców
czuwa ekipa instruktorów i ratowników, można ich poznać po kurtkach ze
szwajcarską flagą.
Podczas gdy bardziej zaawansowani
miłośnicy sportów zimowych, przeważnie dubajscy expaci z Europy i
Australii, Libańczycy, czy nawet Saudyjczycy, oddają się urokom białego
szaleństwa na stoku, arabskie rodziny miejscowych Emirati prowadzą swoją
pierwszą w życiu wojnę na śnieżki.
Zaraz po zakupach w eleganckich sklepach
i kawie w Starbucksie zjeżdżamy na poziom zero i tak jak stoimy – w
szortach i t-shircie, kierujemy swe kroki do SkiDubai. Ośrodek czynny
jest od rana do północy. W cenie karnetu (180 AED czyli ok. 170 PLN)
dostajemy pełne wyposażenie: spodnie i kurtkę narciarską oraz sprzęt –
narty, buty i kije lub deskę, wszystko firmy Rossignol, specjalnie
dobrane pod względem wzrostu, umiejętności i upodobań. Jeżeli przychodzi
się z dziećmi, można wypożyczyć im sanki. Lepiej wziąć własną czapkę i
rękawiczki, tego nie dostaniemy, a ceny w pobliskim sklepie Ski Pro
raczej nie są okazyjne. W przebieralni jeszcze czujemy klimat dubajskich
upałów, jednak po wejściu do hali szybko zapominamy, że nad dachem
faluje powietrze rozgrzane do 40 - 50 stopni Celsjusza. W hali
utrzymywana jest stała temperatura ok. -2 stopni.
Wykupiony karnet uprawnia nas do
dowolnej ilości zjazdów w przeciągu dwóch godzin. Istnieje możliwość
dokupienia dodatkowego czasu. Jeżeli chcemy, możemy zwrócić się o poradę
do instruktora, jednak lekcje jazdy, o ile ich potrzebujemy, są
dodatkowo płatne. Na górę stoku wjeżdża się wygodną kanapą lub, w
przypadku stoku dla początkujących, orczykiem. W odróżnieniu od polskich
warunków – kolejki do wyciągu brak. Gdy znajdziemy się na szczycie
wspinającej się na wysokość 25 pięter hali, pozostaje nam już tylko
przypomnieć sobie wszystkie wyuczone w Alpach tricki i szusować...
Dla tych, którzy lubią coś przekąsić
podczas jazdy przy pierwszej stacji wyciągu czeka iście alpejskie
chalet, a tu jak w starym dobrym La Plagne – grzane wino, sałatki,
szaszłyki (raczej z baraniny) i francuskie crepy, niestety nie tanio.
Brakuje chyba tylko leżaków, na których można by było się wyciągnąć i w
otoczeniu zimowej aury wystawić twarz do słońca. Tego jednak poza halą
jest wręcz nadmiar. Na zakończenie można obejrzeć komnatę lodową i
nauczyć arabskie dzieci lepić bałwana.
698 165 466
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz