Do Egiptu z pięciomiesięcznym maluchem


Był rok 2008 kiedy to staliśmy się prawdziwą rodziną gdyż właśnie w lipcu tego roku przyszło na świat nasze pierwsze dzieciątko ;)
Zatem postanowiliśmy spędzić nasze pierwsze  Święta Bożego Narodzenia razem. Zaczęłam zastanawiać się nad menu i powolutku miałam ochotę wycofać się z tego pomysłu ponieważ bylibyśmy skazani na potrawy wigilijne jeszcze przez najbliższy tydzień ;))
Zasiadłam więc przed komputerem i oświeciło mnie! A może by tak wyjechać w jakieś ciepłe miejsce? Po długich poszukiwaniach, czytaniu opinii o hotelach, niemal w ostatniej chwili padło na Alf Leila Wa Leila w Egipcie z biurem podróży Exim Tours.
Baliśmy się tej wyprawy strasznie. Wszystkie fora przeczytałam i wszędzie ostrzegano przed zemstą faraona i wyjazdami z dziećmi.. Baliśmy się strasznie! Sprawdzałam pogodę-żeby nie lało, a co gorsza nie padał śnieg!! Co to znaczy w środku zimy, że tam temp sięga 25’C? nie potrafiliśmy sobie tego wyobrazić!! To przerażające, a zarazem ekscytujące!Wylecieliśmy nocą z Krakowa. Wówczas pięciomiesięczna Jula pod wpływem ciśnienia w samolocie albo naszego stresu przez dłuższą chwilę płakała. Gdy w końcu z mężem przestaliśmy się kurczowo trzymać foteli ona zasnęła.
Gdy już lecieliśmy nad Kairem zaskoczył nas cudowny widok z góry, ale tez zaniepokoił.. Miedzy hotelami z basenami wdać było białą przestrzeń. Piasek czy śnieg? Niby mieliśmy świadomość, że tam śnieg nie pada, ale ta niepewność pozostała do samego wyjścia z samolotu gdzie powiał cudownie ciepły wiatr..
Hotel zaskoczył nas swoim urokiem. Alf Leila Wa Leila znaczy Baśń 1001 nocy. Faktycznie było tam uroczo i bajkowo.. Jedzenie cudowne, kilka basenów (dwa na przeciw pokoi, jeden brodzik i dwa główne podgrzewane) i niesamowita atmosfera. Hotel leży w drugiej linii brzegowej, ale przestrzeń wokół niego i ilość basenów zupełnie to rekompensuje. Z plaży można korzystać przy hotelu Dana Beach (tego samego właściciela).
Bardzo nam się podobało , ale skoro jesteśmy w Egipcie trzeba coś zobaczyć!!! Wybraliśmy Luksor, Gifrun i łódź podwodną.
Nawet rezydentka była nieco zdziwiona , że z pięciomiesięcznym dzieckiem wybraliśmy Egipt i o zgrozo jeszcze taragamy tę bidulę na zwiedzanie!!! Dlatego tez zrezygnowaliśmy z zobaczenia piramid.
Następnego dnia z rana wybraliśmy się na całodniowy rejs jachtem na Giftun. Na pokładzie spotkaliśmy naszego późniejszego egipskiego przewodnika Hany’ego. Ten wypad był REWELACYJNY!!!!
Cały dzień się opalaliśmy nawet nie odczuwając, że mamy dziecko, gdyż nasi nowi egipscy przyjaciele bez przerwy zabawiali Julkę, a ona tylko rączki do nich wystawiała ;)
Do Luxoru wyruszyliśmy ok. 3;00 nad ranem dnia następnego. W autokarze spotkaliśmy naszego znajomego Hanye’ego i przegadaliśmy całą podróż. Wiele opowiadając rozjaśnił nam na czym polega ichniejsza kultura i religia. Po czterech godzinach dotarliśmy na miejsce. Jula się obudziła, zjadła kaszkę i w drogę! Oj to był cudowny dzień.. Wzięliśmy wózek, ale tylko przeszkadzał, więc korzystaliśmy podczas późniejszego zwiedzania z nosidła.
Podczas zwiedzania mieliśmy w cenie obiad. Od wejścia kelner przejął Julkę i poprosił byśmy spokojnie usiedli i zjedli, a on z Julą na rękach przypiętą do krawata witał kolejnych gości ;) Na każdym kroku spotykaliśmy się z wielką uprzejmością ze strony Egipcjan.
W hotelu zdążyliśmy na późną kolację ok. godz. 23:00.
Kolejny dzień sprawił nam ogromną niespodziankę gdyż od samego rana prócz śpiewu ptaków (z którego znany jest ten hotel ponieważ specjalnie ptaki zostały sprowadzone by umilać gościom pobyt) z głośników wydobywały się dźwięki świątecznych przebojów i kolęd. To było niesamowite uczucie leżąc nad basenem pod palemką w stroju kąpielowym w Środku Świąt Bożego Narodzenia!;))
Tego dnia wybraliśmy się do Hurghady gdzie spotkaliśmy się z ogromną uprzejmością tamtejszych ludzi. Jula do każdego ciemnoskórego mężczyzny uśmiechała się i wyciągała rączki-efekt „nianiek” z Giftunu ;))))
Zdążyliśmy na uroczystą kolację Wigilijną. Nasze 12 posiłków to nic w porównaniu w tym co tam widzieliśmy i jedliśmy ;))) Ale atmosfera troszkę nas przytłoczyła i ruszyliśmy na zwiedzanie hotelu gdzie trafiliśmy na animacje. Z reguły takie spędzanie czasu nas nigdy nie interesowało, ale w tym hotelu naprawdę pięknie były przygotowane. Hotel posiada miniatury, Aby Simbel i Luxoru, jak również Sfinksa. W animacjach bierze udział wielu aktorów i prawdziwe zwierzęta. Nagłośnienie jest rewelacyjne. Animacje są na tyle imponujące, że turyści z całej Hurghady przyjeżdżają by je obejrzeć. Kolejne dni spędziliśmy na leżakowaniu i krótkim wypadzie do Hurghady gdzie podczas wycieczki fakultatywnej ‘Sea Scope’ oglądaliśmy podwodny świat.
To były najbardziej udane Święta Bożego Narodzenia ;)
Porady praktyczne:
-wzięliśmy masę leków (na naszej stronie www.wakacjenafali.pl w zakładce wyjazdy z dziećmi znajdziecie wiele informacji. Korzystaliśmy z podanej tam strony.) od tych na przeziębienie po te przeciw wymiotom i biegunce. Nie dopadła nikogo z nas zemsta faraona ;)
- pieluchy, kaszki zupki, owoce dla Juli wzięliśmy z Polski.
-grzałka i metalowy kubek, łyżeczki                       -ubranka na ciepło i zimno. (było tam raczej wietrznie więc Juli śmigała w bodziakach z długim rękawem, rajtach i sukienkach.
-filtr UV
-wózek (przydatny tylko w hotelu. W Egipcie mają bardzo wysokie krawężniki i kiepskie chodniki ;) Nawet nasz terenowy wózek nie sprawdzał się tam)
-nosidło (NIEZASTĄPIONE!)                    Drugim razem, gdy wybraliśmy się do Egiptu z pięciomiesięcznym bobasem, padło na Sharm el Sheikh w hotelu Three Corners Palmyra Resort. Polecieliśmy początkiem grudnia. Pogoda dopisała niezawodnie! Tym razem również obeszło się bez zemsty faraona i chorobowych przygód ;) W końcu
 mieliśmy okazję  zobaczyć nasze wymarzone piramidy
dzięki Biurowi Podróży E-Sharm.Udało nam się o tyle, że tuż po naszym powrocie zrobiło się dosyć niebezpiecznie dla turystów i do tej pory ONZ odradza wycieczki w okolice Kairu i Gizy.
 Tak nam się spodobała ta wycieczka, którą dzieci zniosły bez najmniejszych narzekań (mimo pobódki o 2:00 w nocy), że zdecydowaliśmy się na podróż do Jerozolimy, również ze wspomnianym Biurem Podróży. Dzieciaki i tym razem nie narzekały ;)
Pierwszy raz w życiu również zanurkowaliśmy! Nigdy wcześniej tego nie robiłam poza amatorskimi próbami tzw. snoorkingu ;))) Wspaniałe przeżycie z rewelacyjnymi instruktorami z polskiej szkoły nurkowania Nautica. Jednak nie wszystko było takie kolorowe. Podczas naszego pobytu w Sharm el Sheikh miały miejsce ataki rekinów. Wszystkie plaże były zamknięte. Coraz to nowe wiadomości napływały na temat kolejnych ofiar. W końcu władze złowiły i uśmierciły dwa rekiny, po czym otwarto plaże. Następnego dnia po tych zdarzeniach mieliśmy po raz pierwszy w życiu zanurkować. Nie ukrywam, że bałam się okrutnie! Dostałam rozstroju żołądka i byłam pewna, że faraon mnie w końcu dopadł.. Ale jak już byliśmy na jachcie i trzeba było się skupić na szkoleniu i na tym jak skakać do wody-wszystko (po podwójnej dawce Antinalu) przeszło. Zanurzyliśmy się na głębokość 6m. Było fantastycznie, ale jednak wzrok uciekał w poszukiwaniu 'ludojada'..;) wówczas to było zabawne.. Nucilismy nawet melodię ze "Szczęk" Spilberga. Po jakimś czasie zmieniliśmy miejsce i mieliśmy zejść drugi raz pod wodę, ale rozległ się alarm, krótkofalówki zaczęły trzeszczeć-KOLEJNY ATAK!!! Tym razem śmiertelny 130m od naszej łodzi.. Zmroziło nas. Straż przybrzeżna zaczęła sprawdzać czy nikogo nie ma w wodzie. Chcieliśmy już wracać do dzieci. Dotarło do nas, że mogła paść na nas i piękne wakacje mogły zamienić się w dramat. Jednak nie byliśmy sami. Na naszej łodzi była prócz Nuticy egipska szkoła nurkowa. Jak tylko straż odpłynęła, to wrzucili swoich podopiecznych Anglików do wody i kolejne dwie godziny koczowaliśmy na jachcie gdy 130m dalej rozgrywała się tragedia.. Istnieje hipoteza, że w tym czasie woda morza Czerwonego była wyjątkowo ciepła co przyspiesza metabolizm rekinów. Podobno jeden z nich był dokarmiany przez egipskich nurków, dzięki czemu mogli zaproponować kolejną atrakcję dla turystów w postaci nurkowania z rekinami.. Rekin się przyzwyczaił, a potem kojarzył ludzi z jedzeniem.. Okropne.
Wracając do tematu: Rozalka-nasz najmłodszy podróżnik-spisała się na medal! Spokojniutko spała w wózeczku, apetyt jej dopisywał, a nawet zaliczyła kąpiel w morzu i kilka razy w basenie ;) Julce z kolei mieliśmy wrażenie, że płetwy wyrosły i skrzela się wykształciły, gdyż nie wychodziła z wody od rana do wieczora snoorkując w basenie z maską na oczach i rurką w ustach. Miała wówczas 2,5roku ;)

Kto uważa, że z dzieckiem na wakacjach nie wypocznie, ten się bardzo myli. Wypoczęliśmy i bardzo zbliżyliśmy się do siebie. Mieliśmy czas na nurkowanie, zwiedzanie, wypady na miasto, a nawet na wieczorne wyjścia do restauracji. Robilismy wszystko razem;) A , że dzieciaki mamy bardzo grzeczne i dostosowują się do każdego nowego miejsca i sytuacji jak dwa kameleony to już inna sprawa ;) 
Do tej pory wspominamy tamte wyjazdy i marzymy o kolejnym, również w hotelu jednym z sieci Pick Albatros.. (mamy już wypatrzony idealny dla dzieciaków Jungle Aqua Park;))) ).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz